Wszyscy ekonomiści zajmujący się systemami emerytalnymi zgadzają się co do pewnej podstawowej rzeczy. Mianowicie, że zawsze jest tak, że pokolenie aktywne zawodowe musi zmniejszyć swoją konsumpcję i przekazać część wytworzonych dóbr i usług pokoleniu nieaktywnemu zawodowo. Szeroko pojęte systemy emerytalne mogą opierać się na innych mechanizmach podziału przekierowania dóbr i usług, ale bez pokolenia pracującego nie pojawiłyby się odpowiadające sobie dwa strumienie 1. dóbr i usług, które zostały wyprodukowane - strona podażowa, 2. środków pieniężnych, które otrzymuje się w wyniku sprzedaży tychże dóbr i usług - strona popytowa. Przekazanie pieniędzy emerytom - niezależnie od sposobu - pozwala im wybrać sobie te dobra, które im najbardziej odpowiadają. Zmieniają w ten sposób strukturę podaży, która byłaby inna gdyby wyboru dokonywali pracujący.
Wydaje się, że powyższe jest bezsprzeczne.
Niegdyś przekierowanie dóbr i usług następowało w obrębie rodziny. Staruszkowie byli więc odbierani jako bezproduktywny członek rodziny, a przez to ciężar. Bismark wprowadzając model składek i emerytur znacząco zmniejszył świadomość utrzymywania osób starszych przez własne dzieci i zastąpił to prawem do emerytury za składki. Wprowadził sztuczny mechanizm, który pokutuje po dziś szeroko spotykaną świadomością, że "zapłacił składki, to emerytura się należy". Taka babcia z emerytura 1800 na rękę, to już nagle skarb. Wiadomo jednak, że zbierane składki były wypłacane w przeszłości tamtym emerytom i ich nie ma. Gdyby więc nagle wszyscy młodzi wymarli lub wyjechali, to nie byłoby z czego wypłacać świadczeń. Teoretycznie mogliby dodrukować, ale - jak na wstępie - istnieją dwa odpowiadające sobie strumienie i w tym przypadku zabrakłoby strumienia podażowego. Nie byłoby dóbr i usług, bo nie byłoby pracowników, którzyby to wyprodukowali (założyliśmy przecież, że wszyscy nagle umarli lub wyjechali). Gdyby wymarła część, to pozostali pracownicy musieliby w proporcjonalnej części jeszcze więcej oddawać ze swoich dochodów emerytom, przez co czuliby się jeszcze biedniejsi. Działoby się tak, o ile suma wypłat na emerytów nie mogłaby być zmniejszona, by ulżyć młodym. W praktyce jest to niemożliwe, bo "emerytura jest prawem" i ulega waloryzacji, a nie urealnieniu i zracjonalizowaniu.
Model kapitałowy zmienia tylko mechanizm przekierowania dóbr i usług do emerytów, ale nie zmienia ustaleń z pierwszego akapitu. Mechanizm w skrócie polega na tym, że pokolenie, gdy pracuje oszczędza i nabywa aktywa finansowe. Gdy przejdzie na emeryturę sprzeda aktywa i za uzyskaną gotówkę nabędzie potrzebne towary. Już widać analogię do rozwiązań bismarkowskich - nabyte dobra i usługi będą wyprodukowane i dostarczone przez młodych, ale nie będą przez nich skonsumowane.
Kto zatem kupi instrumenty finansowe od osób starszych? Albo nieruchomości czy dzieła sztuki? Modelowo powinni to zrobić młodzi pracujący. Wszystko się kalkuluje, jeśli są młodzi i są chętni do kupowania. Zatem znów pomyślmy, co się stanie jak nagle wymrą lub wyjadą. Dużo będzie aktywów do sprzedania, a mało nabywców. Ceny spadną. Ceny aktywów spadną. Wzrosną za to ceny usług (dóbr mniej), bo nie będzie ludzi do pracy.
A teraz spójrzmy na raport opublikowany dzisiaj:
https://praca.interia.pl/praca-za-granica/news-co-dziesiaty-polak-chce-wyjechac-do-pracy-za-granice,nId,3062778
Kilka cytatów:
"Według raportu Work Service z ostatniego kwartału zeszłego roku, ponad 8,6 proc. Polaków aktywnych zawodowo rozważa wyjazd na emigrację zarobkową. Według Głównego Urzędu Statystycznego liczba Polaków mieszkających za granicą wzrosła o 1 proc. i wynosi teraz ponad 2,5 mln osób."
"Z raportu "Migracje zarobkowe Polaków IX" z 2018 roku wynika, że kolejne ok. 1,6 mln Polaków aktywnych zawodowo lub będących potencjalnymi uczestnikami polskiego rynku pracy rozważa emigrację zarobkową."
"Prawie 70 proc. osób, które zdecydowałyby się na wyjazd za granicę, miało od 25 do 35 lat, czyli to tzw. young professionals. Co ciekawe, co drugi z naszych ankietowanych posiadał wykształcenie wyższe, a tylko 5 proc. wskazywało wykształcenie podstawowe lub zawodowe."
Polecam cały artykuł, a nawet cały raport.
Wydaje się, że powyższe jest bezsprzeczne.
Niegdyś przekierowanie dóbr i usług następowało w obrębie rodziny. Staruszkowie byli więc odbierani jako bezproduktywny członek rodziny, a przez to ciężar. Bismark wprowadzając model składek i emerytur znacząco zmniejszył świadomość utrzymywania osób starszych przez własne dzieci i zastąpił to prawem do emerytury za składki. Wprowadził sztuczny mechanizm, który pokutuje po dziś szeroko spotykaną świadomością, że "zapłacił składki, to emerytura się należy". Taka babcia z emerytura 1800 na rękę, to już nagle skarb. Wiadomo jednak, że zbierane składki były wypłacane w przeszłości tamtym emerytom i ich nie ma. Gdyby więc nagle wszyscy młodzi wymarli lub wyjechali, to nie byłoby z czego wypłacać świadczeń. Teoretycznie mogliby dodrukować, ale - jak na wstępie - istnieją dwa odpowiadające sobie strumienie i w tym przypadku zabrakłoby strumienia podażowego. Nie byłoby dóbr i usług, bo nie byłoby pracowników, którzyby to wyprodukowali (założyliśmy przecież, że wszyscy nagle umarli lub wyjechali). Gdyby wymarła część, to pozostali pracownicy musieliby w proporcjonalnej części jeszcze więcej oddawać ze swoich dochodów emerytom, przez co czuliby się jeszcze biedniejsi. Działoby się tak, o ile suma wypłat na emerytów nie mogłaby być zmniejszona, by ulżyć młodym. W praktyce jest to niemożliwe, bo "emerytura jest prawem" i ulega waloryzacji, a nie urealnieniu i zracjonalizowaniu.
Model kapitałowy zmienia tylko mechanizm przekierowania dóbr i usług do emerytów, ale nie zmienia ustaleń z pierwszego akapitu. Mechanizm w skrócie polega na tym, że pokolenie, gdy pracuje oszczędza i nabywa aktywa finansowe. Gdy przejdzie na emeryturę sprzeda aktywa i za uzyskaną gotówkę nabędzie potrzebne towary. Już widać analogię do rozwiązań bismarkowskich - nabyte dobra i usługi będą wyprodukowane i dostarczone przez młodych, ale nie będą przez nich skonsumowane.
Kto zatem kupi instrumenty finansowe od osób starszych? Albo nieruchomości czy dzieła sztuki? Modelowo powinni to zrobić młodzi pracujący. Wszystko się kalkuluje, jeśli są młodzi i są chętni do kupowania. Zatem znów pomyślmy, co się stanie jak nagle wymrą lub wyjadą. Dużo będzie aktywów do sprzedania, a mało nabywców. Ceny spadną. Ceny aktywów spadną. Wzrosną za to ceny usług (dóbr mniej), bo nie będzie ludzi do pracy.
A teraz spójrzmy na raport opublikowany dzisiaj:
https://praca.interia.pl/praca-za-granica/news-co-dziesiaty-polak-chce-wyjechac-do-pracy-za-granice,nId,3062778
Kilka cytatów:
"Według raportu Work Service z ostatniego kwartału zeszłego roku, ponad 8,6 proc. Polaków aktywnych zawodowo rozważa wyjazd na emigrację zarobkową. Według Głównego Urzędu Statystycznego liczba Polaków mieszkających za granicą wzrosła o 1 proc. i wynosi teraz ponad 2,5 mln osób."
"Prawie 70 proc. osób, które zdecydowałyby się na wyjazd za granicę, miało od 25 do 35 lat, czyli to tzw. young professionals. Co ciekawe, co drugi z naszych ankietowanych posiadał wykształcenie wyższe, a tylko 5 proc. wskazywało wykształcenie podstawowe lub zawodowe."
Polecam cały artykuł, a nawet cały raport.
Pomyślcie sami, czy będzie komu odkupić Wasze aktywa finansowe w PPK za 30-40 lat.
pozdrawiam
eagle_cherry
Komentarze
Prześlij komentarz